Air Show 2013 w Radomiu 24-25 sierpnia 2013 Slideshow

Z Canonem EOS-1D X na pokazach lotniczych


Dzięki uprzejmości firmy Foto-Nova miałem okazję używać najnowszej profesjonalnej lustrzanki Canona podczas Międzynarodowych Pokazów Lotniczych AIR SHOW w Radomiu.
Zanim jednak omówię pokrótce swoje wrażenia, muszę poczynić jedną uwagę wstępną. Lotniczy weekend w Radomiu był dla mnie pierwszą sposobnością wzięcia do ręki tego aparatu. W związku z czym siłą rzeczy nie byłem w stanie wykorzystać wszystkich możliwości nowej lustrzanki, polegając w przeważającej mierze na swoich „ogólnych” doświadczeniach z używania aparatów Canona, jedynie w podstawowym zakresie dostosowując ustawienia DX-a do potrzeb, wynikających z charakteru fotografii lotniczej.
Biorąc to wszystko pod uwagę niniejszy tekst jest raczej zbiorem wrażeń nowego użytkownika, niż par excellence testem aparatu.
Używałem przy tym następujących obiektywów: EF 100-400 mm f/4.5-5.6 L IS USM, EF 400 mm f/2.8 L IS II USM, EF 500 mm f/4L IS II USM oraz EF 200-400 mm f/4 L IS USM EXT. 1.4x.

EOS-1D X jest aparatem stosunkowo ciężkim (z akumulatorem waży nieco ponad półtora kilograma; waga zestawu z obiektywem 400 mm przekracza 5 kg), dając z poczucie przyjemnej stabilności, zwłaszcza przy długotrwałym fotografowaniu „z ręki” szybko przemieszczających się nad głową obiektów. Uchwyty są dobrze doprofilowane, przez co aparat trzyma się wygodnie i pewnie – zarówno przy fotografii poziomej, jak i pionowej. Przyciski– z pewnymi wyjątkami, o czym później – są wygodnie rozmieszczone w zasięgu kciuków i palców wskazujących. Zarówno kontrola ustawień aparatu, jak i menu są w większości znane z innych modeli Canona i pozwalają na w miarę intuicyjną obsługę (przynajmniej w podstawowym zakresie) każdemu, kto miał wcześniejsze doświadczenia z aparatami tej marki.
Gros zdjęć, które wykonywałem podczas pokazów, miało za przedmiot samoloty i śmigłowce, przemieszczające się z szybkością kilkuset kilometrów na godzinę, niekiedy przy znacznej prędkości kątowej. Wymuszało to stosowanie trybu autofokusu AI Servo (wybrałem opcję Case 3 – natychmiastowe ostrzenie obiektów w obrębie punktu AF), przy ręcznym wyborze środkowego punktu AF, działającego z pomocą wszystkich sąsiednich punktów. i muszę powiedzieć, że byłem pod wrażeniem sprawności autofokusu Canona. Bez względu na odległość od celu, prędkość i kierunek lotu samolotu, czy wreszcie warunki oświetleniowe (zdjęcia pod słońce) mój EOS łapał ostrość natychmiast i bezbłędnie. Na duże pochwały zasługuje też jasny wizjer, pokrywający 100 kadru i wyrazisty wyświetlacz.
Piętą achillesową aparatów, które muszą się zmierzyć z fotografią lotniczą (i nie tylko), jest zbyt niska pojemność bufora, powodująca „zatykanie się”  urządzenia przy fotografowaniu w trybie seryjnym – zwłaszcza jeśli robi się fotografie w formacie RAW. Również pod tym względem EOS 1D X sprawiał się znakomicie, bez problemu radząc sobie z płynnym przetwarzaniem serii zdjęć.
Warto tu wspomnieć o niesamowitej szybkostrzelności aparatu – nie jestem w stanie stwierdzić, czy deklarowane 12 RAW-ów na sekundę w pełni odpowiada rzeczywistości, ale jeśli nawet nie, to przy 1-2 sekundowej serii rzeczywiste liczby wydają się bardzo zbliżone do tych z instrukcji obsługi. Ubocznym tego efektem jest znaczna „kartożerność” EOS-a. Przy objętości pojedynczego RAW-a na poziomie 19,5 MB i seryjnym trybie fotografowania, na karcie pamięci o pojemności 32 GB nadspodziewanie szybko zaczyna brakować miejsca. W takiej sytuacji użytkownik tym bardziej docenia wyposażenie DX-a w dwa sloty na karty, z opcją automatycznego przełączania na drugą kartę po zapełnieniu pierwszej.
Pomiar światła Canona również sprawował się bardzo dobrze – także w warunkach dużego kontrastu i pod słońce. W większości przypadków używałem – z dobrym skutkiem – pomiaru matrycowego, sporadycznie jedynie zmieniając go na centralnie ważony lub częściowy.
Fotografując samoloty w ruchu zazwyczaj stosuje się bądź to priorytet przesłony, bądź to priorytet migawki. To pierwsze ustawienie ma zastosowanie głównie przy robieniu zdjęć samolotów odrzutowych, to drugie – przy zdjęciach samolotów ze śmigłem i helikopterów, a także przy panningu podczas startów, lądowań i niskich przelotów. W największym skrócie – w tym drugim przypadku chodzi o to, by nie powodować na zdjęciach nienaturalnego efektu „zamrażania” obracających się śmigieł lub widocznego tła ziemi. A dynamika pokazów lotniczych często wymaga bardzo szybkiego przełączania obu trybów.
I w tym kontekście zauważyłem właściwie jedyny, choć niewielki, minus mojego EOS-a. Zmiana programu z TV na AV i vice versa wymaga przyciśnięcia przycisku MODE po lewej stronie aparatu i przekręcenia górnego pokrętła. Nawet przy dużej wprawie trwa to dłużej, niż w Canonach z niższej półki (np. EOS 7D) , wyposażonych w lewe górne pokrętło. W przypadku DX-a, w którym przełącznik MODE obsługuje również tryby M, Bulb, P i C, te najważniejsze z mojego punktu widzenia tryby – TV i AV – nie leżą „obok siebie”, przez co czas konieczny do przełączenia pomiędzy nimi jest dłuższy. Różnice może nie są znaczne, jednak mogą być istotne jeśli fotografuje się coś, co przelatuje przez kadr z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę.
Tutaj jedna uwaga: zapewne istnieje możliwość indywidualnego zaprogramowania przycisków w taki sposób, by możliwość przełączenia priorytetów mieć „pod palcem”. Jak jednak wspominałem na początku – moje doświadczenia z EOS-em 1D X są bardzo świeże i byłem w stanie używać indywidualnych ustawień w stosunkowo wąskim zakresie.
Ogólnie jednak dysproporcja rozmiarów tej łyżeczki dziegciu i cysterny miodu była tak duża, że absolutnie nie zmienia to moich pełnych entuzjazmu wrażeń z pierwszego kontaktu z topową lustrzanką Canona.

Przy okazji – odchodząc w tym miejscu od tematu DX-a – wspomnę tu, że podczas radomskiego Air Show miałem po raz kolejny sposobność używania pasa reporterskiego SpiderPro systemu Spider Holster. Moje wrażenia były bardzo pozytywne. Jest to niewątpliwie dobrze pomyślane rozwiązanie, jeśli chodzi o szybkość i łatwość dostępu do aparatu w każdym momencie, w którym się go potrzebuje. Pod tym względem jest to znacznie wygodniejsze od „klasycznego” noszenia aparatu na szyi bądź w torbie, czy plecaku fotograficznym. Szczególnie daje się to odczuć w sytuacji, kiedy naprzemiennie używa się dwóch lustrzanek, a nie zawsze ma się dość czasu na sięganie do torby po tę drugą. Choć także używając tylko jednego aparatu stwierdziłem z autopsji, że znacznie wygodniej jest nosić go przy pasie, w zasięgu ręki, niż na szyi. Naturalnie to rozwiązanie ma swoje ograniczenia – z racji rozmiarów i ciężaru noszenie na pasie zestawu: lustrzanka + duży teleobiektyw jest z definicji wykluczone, tym niemniej podczas radomskich pokazów lotniczych Spider Holster znakomicie w moim przypadku sprawdzał się przy używaniu drugiego aparatu z podłączonym krótkim obiektywem 17-70 mm lub nawet canonowskim 100-400 mm.

autor: Marcin Parzyński

Poniżej galeria zdjęć autora
fot. Marcin Parzyński - SPFL AIR-ACTION
(z danymi technicznymi poszczególnych zdjęć)


Marcin_Parzynski_Radom_01
Marcin_Parzynski_Radom_02
Marcin_Parzynski_Radom_03
Marcin_Parzynski_Radom_04
Marcin_Parzynski_Radom_05
Marcin_Parzynski_Radom_06
Marcin_Parzynski_Radom_07
Marcin_Parzynski_Radom_08
Marcin_Parzynski_Radom_09
Marcin_Parzynski_Radom_10
Marcin_Parzynski_Radom_11
Marcin_Parzynski_Radom_12
Marcin_Parzynski_Radom_13
Marcin_Parzynski_Radom_14
Marcin_Parzynski_Radom_15
Marcin_Parzynski_Radom_16
Marcin_Parzynski_Radom_17

Wygenerowane przez JAlbum & Chameleon | Pomoc